Ludzie dzielą się na dwie grupy – kociarzy i psiarzy. I tak jak ja należę do obozu miłośników psów, tak Maltańczycy kochają koty, które żyją tu praktycznie wszędzie. Malta to wyspa kotów, które panują tu niepodzielnie i praktycznie niczego się nie boją.

Kiedy postanowiłem przeprowadzić się na Maltę, oczywiste było to, że zabieram z Polski moje dwa psy. Przygotowanie ich pod względem podróży i pobytu w innym europejskim kraju nie stanowiło dużej trudności, a ja w ogóle nie zastanawiałem się, ile na Malcie może być czworonogów. Posiadanie psa w Polsce jest w końcu tak naturalne, że nie ma potrzeby poświęcać temu większej uwagi. Matla to już inna historia.

Kiedy wreszcie dotarliśmy na wyspę i znaleźliśmy swoje nowe mieszkanie, mogłem pójść na pierwszy prawdziwy rekonesans okolicy, a psy mogły zacząć poznawać swoje nowe terytorium. Ruszyliśmy wąskimi uliczkami w kierunku jedynego znanego mi punktu zieleni na osiedlu, a ja nie mogłem się nadziwić, że za każdym rogiem czeka na nas przynajmniej jeden kot. 

Spacerowiczów z psami praktycznie nie było, natomiast maltańskie koty, spokojnie, ale czujnie nas obserwowały, a co niektóre czmychały w sobie tylko znanym kierunku. Po tygodniu wiedziałem wszystko – Malta to wyspa kotów.

300 000 bezdomnych kotów czy zadbanych rezydentów?

Tutaj nie ma pomyłki w ilości zer. Na powierzchni niemalże 380 km2 wysp Malty i Gozo przebywa 300 tysięcy wolno żyjących kotów, co jest niebagatelnym wynikiem. Widocznym zresztą gołym okiem, bo nie wyjdziecie na spacer po wyspie bez spotkania z którymkolwiek z reprezentantów tego dość urokliwego gatunku. 

Co więcej, kociaki w większości są oswojone, nie boją się ludzi i chętnie się witają. Ze względu na to, że sporo chodzę na spacery z psami, są jednak trochę bardziej ostrożne i nieufne, ale kiedy nie mam towarzystwa, potrafią przyjść i łasić się do nóg. 

Jeśli należycie do grona kociarzy, Maltę pokochacie już pierwszego dnia

Oczywiście taka liczba kotów to też duży problem administracyjny i epidemiologiczny, więc maltańskimi kotami zajmuje się niemal 1000 urzędników, pracowników organizacji pozarządowych i wolontariuszy, którzy często reprezentują liczne kocie fundacje. 

Ma to ogromne znaczenie dla późniejszego stanu zdrowia czworonogów, bo chociaż koty na Malcie żyją półdziko i mogą mieć na sobie blizny po walkach o terytorium, to jednocześnie są bardzo zdrowe, odżywione i żywiołowe, co świadczy o ich doskonałym stanie. 

Jedną z ciekawszych atrakcji, jaką miałem okazję oglądać ze znajomymi z Polski, było karmienie około 40 kotów przez pracownicę jednej z maltańskich fundacji. Co ciekawe, takich organizacji na samej wyspie jest około 20. 

Koty znakomicie zdają sobie sprawę z pory karmienia i znają swoich opiekunów, więc poukrywane w zakamarkach na widok fundacyjnego auta, wybiegają całym pokaźnym stadem.

Wyspa kotów – krajobraz Malty

Nie bez przyczyny Maltę określono mianem wyspy kotów, bo jeśli nawet nie dostrzeżecie żadnego z nich wylegującego się w promieniach słońca na jednym z murków czy siedzącego spokojnie na schodach domu, to znajdziecie inne dowody kociej bytności. Wolno żyjącym kotom wystawia się specjalne budki, które chronią je przed widokiem obcych i pozwalają na rozsądny odchów młodych. 

Widać również wystawione miski w wodą i jedzeniem, bo Maltańczycy uważają, że najedzony kot to nie tylko szczęśliwy kot, ale też mniej uciążliwy. 

Dlaczego? Głodne zwierzęta potrafią rozerwać stojące na ulicach worki ze śmieciami i chociaż te są regularnie wywożone, zaśmiecenie maltańskich ulic stało się dość rozpoznawalnym elementem wyspy. Na ten temat więcej informacji znajdziecie we wpisie “Malta – śródziemnomorska wyspa w morzu śmieci?”.

Jedną z ciekawostek jest to, że praktycznie każdy obiekt na Malcie, począwszy od hoteli, przez kościoły, czy szkolne podwórka, ma swoich rezydentów, o których dbają pracownicy. Takie maskotki mają nawet lokalne restauracje, więc nie zdziwcie się, jeśli zobaczycie kota siedzącego na stole w ogródku i obojętnie przechodzącego obok niego kelnera. 

Zorganizowana opieka nad kotami 

Zrzeszeni opiekunowie maltańskich zwierzaków mają dwa główne cele – zadbać o ich populację, między innymi przez kontrolę urodzeń, w tym sterylizację, ale także utrzymać taką ich liczbę, aby zmniejszyć ilość gryzoni. 

Pół dzikie koty, wbrew pozorom te najedzone także, nie pozwalają na rozprzestrzenianie się szkodników, a wyspa jest na tyle niewielka, że nawet chwilowy brak drapieżników mógłby zaowocować prawdziwą plagą. 

Niestety, pomimo dużych dotacji, nadal wielu wolontariuszy z własnej kieszeni zapewnia zakup karmy, leków i opłaca usługi weterynaryjne. Z tego tytułu poświęcono im i ich podopiecznym książkę “Wyspa kotów”, która ukazała się na Malcie w kilku językach.   

Butelki z wodą 

Jak sami widzicie status wyspy kotów, to nie tylko sporo radości i zachwytów ze strony turystów, ale kilka cieni, które rzuca życie z kotami. 

Śmieci to tylko jeden z problemów, bo drugą poważną bolączką jest znaczenie terenu, a koty, jak to koty – sikają. Organizacje państwowe i fundacje dbają o częstą kastrację kocurów, która nie tylko zapobiega niekontrolowanemu przyrostowi maluchów, ale też zmniejsza potrzebę znaczenia moczem.

Niestety koci mocz jest nie dość, że wyjątkowo intensywny i nieprzyjemny pod względem zapachu, to dodatkowo bardzo trudno go zneutralizować. Tym bardziej, że raz zaznaczony teren, będzie znaczony regularnie. Niektórzy mieszkańcy radzą sobie z tym trochę inaczej. 

Kiedy zamieszkałem na Malcie, często widziałem porozstawiane przed bramami i pod ścianami domów plastikowe, półtoralitrowe butelki napełnione wodą. W pierwszym odruchu pomyślałem, że to woda dla zwierząt, ale czemu szczelnie zamknięta. Okazało się, że to bardzo sprytne rozwiązanie, które ma płoszyć koty, które chciałyby oznaczyć teren właśnie w tym konkretnym miejscu. Wszystko dzięki odbijającym się promieniom, które mają działać odstraszająco, ale na ile jest to skuteczne – niestety nie wiem. 

Jedno jest pewne – to dość niecodzienny widok.

Wyspa kotów ma swoją kocią stolicę – St Julian’s

Jeśli nie tylko wam nie przeszkadza kocie towarzystwo, a na poważnie chcecie obejrzeć naprawdę spore skupisko zwierzaków, musicie zajrzeć do St Julian’s. Ta maleńka część terenu nie jest miastem z prawdziwego zdarzenia, dlatego nazywana jest przez miejscowych kocią wioską. 

Co ciekawe, Cat Village odwiedzają tłumnie turyści z Japonii i USA, którzy dostrzegają w niej ogromną atrakcję. Niestety zamiast wioski zobaczycie raczej skromny kącik zagospodarowany dla niechcianych i porzuconych kotów, które niekoniecznie poradzą sobie w życiu w dziczy. 

Dla mnie to za mało, ale z pewnością jest to jakaś miejska ciekawostka, w którą rzeczywiście władze miasta powinny zainwestować. Póki co, na kocią stolicę składa się kilkanaście budek, drapaki, ekskluzywne legowiska, koce, miękkie maskotki i morze zabawek. 

Koty skaczą po daszkach eleganckich domków (niektóre z nich to rzemieślnicze dzieła sztuki) i chętnie wchodzą w interakcje z turystami. Większość z nich jest tak przyzwyczajona do ludzi, że nie uciekają i pozwalają brać się na ręce, chociaż trzeba pamiętać, że koty są indywidualistami i raz lubią mizianie, a raz nie mają na nie ochoty w ogóle.

Drugim takim miejscem, które szczególnie ciekawe wyda się miłośnikom kotów są górne ogrody Barrakka w Valletcie. Ale kocie skupiska znajdziecie też w parku z pomnikiem kota w Sliemie i wielu innych miejscach. 

Magicznie i nietypowo

Jest kilka takich miejsc na świecie, gdzie kult kota i ogromny szacunek do zwierząt wpisane są w kulturę regionu. Malta jako wyspa kotów z pewnością do nich należy i zajmuje w tym zestawieniu bardzo wysoką pozycję. 

Koty są zadbane, zdrowe i najedzone. Wtopiły się w krajobraz miast, ulic i zakamarków wysp całego archipelagu jednocześnie żyjąc z ludźmi w symbiozie. Ich spora liczba i  bardzo odpowiedzialna opieka nad nimi nie tylko sprawiają, że miejsce jest magiczne, ale rośnie też podziw dla Maltańczyków, którzy nie szczędzą im uwagi. 

Dołącz do rozmowy

20330 komentarzy